„Niech stanie się światło!”: J. L. Austin „How to do things with words”

IMAG0839_1

Książkę „Jak działać słowami” (tak brzmi tytuł jej polskiego tłumaczenia) czytałam głównie w środkach komunikacji miejskiej i w pracy, kiedy akurat milczały telefony. Wiele osób widziało mnie pogrążoną w lekturze; często pytały o autora, a kiedy odpowiadałam „Austin”, zaraz dopytywały mnie, czy to aby nie Jane Austin. Nie, to ten Austin, odpowiadałam, ale nie dlatego, by chwalić się znajomością jakichś alternatywnych publikacji (zresztą sama o istnieniu tego drugiego Austina dowiedziałam się dość niedawno) ale po to, by móc powiedzieć coś więcej o książce, która zasługuje na zdecydowanie większe grono czytelników.

„Jak działać słowami” to zbiór dwunastu wykładów Austina, wygłoszonych w 1955 roku na uniwersytecie Harvarda, spisanych, a częściowo rekonstruowanych z notatek, następnie wydanych w druku.

O ile Czesław Znamierowski w „ocenach i normach” skupia się na tym, co odróżnia zwykłe używanie zdolności mowy od intencjonalnego używania mowy, w swojej pracy Austin pisze o czynności konwencjonalnej, jaką jest wypowiadanie słów (czy też wypowiadanie właściwych słów w ściśle określonych okolicznościach), a której znaczenia bardzo często nie dostrzegamy.

Bierz więc, co daje rewers, ów funt ciała…

Kiedy ktoś rzuci kamieniem i wybije nim okno skutek widać gołym okiem. Podobnie, kiedy kradnie, zabija, uderza, zabiera lub darowuje. Lecz co stanie się, jeśli ktoś powie „przysięgam”, albo „daję ci”, „biorę cię za żonę”? Przez wypowiedzenie słów mężczyzna rzeczywiście czyni kobietę swoją żoną; podobnie, podarowana rzecz należy od tej pory do drugiej osoby, a przysięga stwarza pewne nowe okoliczności, w których winni jesteśmy dokonać tego, czego przyobiecaliśmy.

Przytoczone wyżej przykłady należą do performatywów, czyli kategorii wyrażeń, które można w języku wyróżnić obok twierdzeń. Performatyw jest aktem mowy, czyli działaniem, którego dokonuje się słowami.

A kto przysięgę naruszy…

Już na początku swojej książki Austin stawia bardzo ciekawe pytanie: skoro performatyw jest czynem, to czy może być fałszywy? Czy możemy kłamać, przysięgając?

Austin twierdzi, że jest to niemożliwe. Prawda i fałsz są kategoriami, które w ogóle nie odnoszą się do performatywów, a jedynie do twierdzeń. Kiedy ktoś mówi „świeci słońce” można łatwo orzec, czy rzeczywiście jest to prawda. Więcej nawet, jeśli ta osoba wyciąga do mnie zaciśniętą pięść, mówiąc „daję ci pieniądze”, a po chwili okaże się, że jej dłoń jest pusta, to również wypowiedziane słowa można uznać za twierdzenie (mówię o tym, co robię) i zdecydować, czy jest ono prawdą; jednak możliwa jest również sytuacja, w której ktoś mówi „daję ci pieniądze” i w ten sposób dokonuje już nie wypowiedzenia twierdzenia, a aktu mowy. Wyobrażam sobie, że stąd musiało się wziąć powiedzenie „daję ci moje słowo”, lub „masz na to moje słowo”, a także wyrażenia, takie jak „naruszanie” i „łamanie” przysięgi, które opisują ją tak, jakby była ona materialnym tworem.

(Zresztą, twierdzenia również nie mogą być kłamstwami. Są one wyłącznie prawdziwe, lub fałszywe, a kłamstwo istnieje wyłącznie w wymiarze interpersonalnym; leży w sferze intencji, nie w słowach samych w sobie.)

W takim razie czym jest taka złamana przysięga?

Według Austina, w wypowiedzianym przeze mnie słowie przysięgam występują trzy aspekty. Słowo to jest lokucją, a więc wyrażeniem powiedzianym na głos; jest też illokucją, czyli wyrazem mojej intencji, by zobowiązać się wobec innej osoby, lecz również perlokucją, czyli skutkiem, jaki wywołałam: wzięłam na siebie obowiązek. Widać tu wyraźnie, że performatyw to akt realizującym się pomiędzy dwójką ludzi; samo wypowiedzenie słów jest elementem koniecznym, ale nie wystarczającym, by dokonany został czyn;

Może on nie zostać dopełniony z powodu niefortunności, które mają miejsce, gdy zostanie złamany jeden z koniecznych warunków:

– by dokonać aktu mowy musi istnieć określona fraza („przysięgam”, „zakładam się” itp.), wypowiadana przez pewne osoby we właściwych okolicznościach. I chociaż dochodzi tu do precedensów, to trudno obrazić kogoś, mówiąc mu „obrażam cię!”

– muszą istnieć określone okoliczności i uczestniczyć w nich właściwe osoby. Nie można poślubić kobiety, składając przysięgę jej siostrze bliźniaczce.

– czynność musi być wykonana przez wszystkich zarówno poprawnie… (trudno uznać przysięgę za ważną, gdy ktoś przekręcił w niej jakieś słowa)

-…i w całości.

Jeśli mamy odpowiedzieć na pytanie, dotyczące „fałszywej przysięgi” najciekawsze wydają się ostatnie dwa zastrzeżenia:

– osoby, które biorą udział w procedurze muszą posiadać konieczne dla niej przekonania, myśli i uczucia, oraz…

-…zachowywać się zgodnie z nimi i z procedurą.

O ile pierwsza kategoria niefortunności dotyczy działań, które były znaczące lecz nieskuteczne, o tyle do drugiej grupy należą akty poczynione, lecz puste, a więc wszystkie przysięgi, złożone bez intencji ich dotrzymania oraz inne słowa wypowiedziane w złej wierze.

Austin podejmuje się również próby określenia czym w sferze formalnej różnią się performatywy od twierdzeń, jednak mam wrażenie, że dalsze rozdziały książki rozmywają tę kwestię, zamiast przybliżać do odpowiedzi. Co więcej, jeśli uznajemy, że performatywy to akty istniejące w przestrzeni interpersonalnej, staje się dla nas jasne, że zadanie wyróżnienia określonych wyrażeń, które byłyby zawsze tylko performatywami lub wyłącznie twierdzeniami, jest niewykonalne.

Jednak Austin nie obiecywał dać odpowiedzi (byłoby to wielce nierozsądne posunięcie ze strony autora tomu o performatywach). Nie oczekiwałam tego.

Najważniejsze, że zadał właściwe pytania.

Dodaj komentarz